Świadectwo 1

Lipiec 2013. Decyzja - idę - z lękiem czy dam radę, ale zawsze można z drogi zawrócić. 2 sierpnia - wyruszamy, zabieram plecak z podziękowaniami i z prośbami. Pełna nadziei, że Matka Boska wysłucha tych najważniejszych albo chociaż tej jednej tak ważnej.

Dni mijają w deszczu, słońcu z rzewną modlitwą na ustach, z wiarą, że dam radę. Jest 6 dzień drogi no i jest załamanie - nie duchowe lecz to fizyczne, dalej nie dam rady, słyszę słowa otuchy "nie poddawaj się" (bracia i siostry są wspaniali), a ja bezsilna. Czas wracać a tak chciałam dojść uklęknąć przed Matką.

Wtedy przychodzi wiadomość - Matka Boska wysłuchała mojej prośby, kończy się przerwa wstaję i idę, nie narzekam - wszyscy patrzą z niedowierzaniem. Doszłam, uklęknęłam i podziękowałam. Codziennie zawierzam moją rodzinę, tej najważniejszej, MATCE.